4 maja 2014 r. Za oknami piękny majowy poranek, a my gramolimy się rodzinnie w łóżku przedłużając nieuchronny moment, kiedy to trzeba wstać i przygotować śniadanie dla naszej trójcy. Od niemalże roku mieszkamy u babci w Szczecinie. Sprzedaliśmy swój dom pod Warszawą i z racji planowanego wyjazdu na placówkę do New Delhi, oczekiwaliśmy w blokach startowych na dokonanie się formalności, które przedłużały się i przedłużały, a koniec ich choć iluzorycznie był już tuż, tuż to za każdym razem oddalał się w nieskończoność. Z racji mojej pracy w wojsku niestety byłem z dala od rodziny kursując pociągami relacji Szczecin-Warszawa-Szczecin niemalże w nieskończoność. Ostatnio nawet zrobiłem sobie małe podsumowanie, z którego wyszło, że podróżując tydzień w tydzień, "w te i nazad" Szczecin-Zielona Góra, Szczecin-Dęblin, Szczecin-Warszawa spędziłem przez 25 lat takiej tułaczki ponad 2 lata w pociągu! 2 lata ciągłej jazdy, tak jakbym wogóle z pociągu nie wysiadał! PKP powinno mi chociaż jakieś kwiaty ufundować przed wylotem do USA.
No ale wróćmy do wspomnianego na wstępie majowego poranka. Nic właściwie nie zapowiadało wydarzenia, które na zawsze miało zmienić nasze życie. Coś mnie tknęło i sprawdziłem status swojego zgłoszenia do amerykańskiej loterii wizowej i w tym samym momencie łzy zaczęły kapać mi na poduszkę. Nie mogłem opanować sie ze szczęścia. WYGRAŁEM ZIELONĄ KARTĘ!!! Dla pewności sprawdziłem jeszcze raz, a potem sprawdziłem zgłoszenie mojej żony Asi. U niej widniała tylko informacja, że nie została tym razem wylosowana. Wklepałem swoje dane jeszcze raz, ale tym razem wyświetloną informację o wygranej przekazałem Asi. No i sie zaczęło... :-)
Zaczęliśmy skakać jak małpy w ZOO, tańczyc i płakać. Dzieci w osłupieniu obserwowały ten cały nasz wybuch entuzjazmu nie rozumiejąc absolutnie co sie dzieje?
Pisze to w październiku na kilka dni przed rozmową z konsulem w Ambasadzie USA. Pamiętam z początku roku, że nasze zdjęcia, które wykonaliśmy do zgłoszenia w loterii wizowej umieściłem na naszych stronach na flickr, ale Asia uznała, że nie chce ich tam i usunęła zarówno swoje jak i dzieci. Pozostawiła tylko moje jedno zdjęcie, które ja sam podpisałem Green Card Lottery Winner na długo przed tym jak dowiedziałem się, że faktycznie wygrałem Zieloną Kartę. Przypadek? Czy raczej zamierzone działanie celem ukierunkowania podświadomości do osiągnięcia wytyczonych celów?
https://www.flickr.com/photos/39727948@N00/sets/72157631997180583/
Od tego momentu do teraz minęło już pół roku! nawet nie wiem kiedy to przeleciało? W ciagu tygodnia od informacji o wygranej wypełniłem aplikację na stronie Departamentu Stanu (https://ceac.state.gov/IV/Login.aspx) i czekałem cierpliwie na jakąkolwiek informacje z Ambasady.
Wizy z programu loterii wizowej przyznawane sa na dany rok finansowy (Financial Year), tak więc jeżeli ktoś tak jak ja aplikował w 2013 r. (do listopada) to de facto, jeżeli wygrał w 2014 r., to wyjedzie w FY2015, który zaczyna się od października 2014 r. i trwa do końca września 2015 r.
halooo
OdpowiedzUsuń